Na kwartet olandzki składają się : Zmierzch, Nocna zamieć, Smuga krwi i Duch na wyspie. Po przeczytaniu "Zmierzchu" nie bardzo chciało mi się czytać dalsze części cyklu. Ale coś mnie podkusiło, żeby jednak sięgnąć po "Ducha na wyspie". I nie żałuję.

I wracamy na wyspę 70 lat później. Nocą do drzwi Garlofa puka dziesięcioletni Jonas, który opowiada staruszkowi o dryfującym statku i duchu. Skąd się wziął duch na statku? O tym opowiada Theorin.
Historia opowiedziana jest z perspektywy Jonasa, młodej DJ Lisy i dwóch staruszków, Garlofa i Arona. Przy czym opowieść o życiu Arona pochłonęła mnie bez reszty. Rozdziały "Nowy Kraj ..." czytałam jednym tchem. I teraz nie wiem, czy człowiek może być tak okrutny i bezlitosny z natury? Czy może bezwzględność jest cechą nabytą? Czy można ją w sobie wykształcić? Traktować jako rzecz normalną? W każdym bądź razie śledząc losy Arona w czasie II wojny cały czas miałam przed oczami "Katyń" Wajdy.
źródło okładki: http://czarne.com.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz