No to cały Kwartet olandzki przeczytałam. W sumie podobał mi się, a najbardziej ostatnia część "Duch na wyspie". Postacią, która łączy wszystkie części jest Gerlof, ponad osiemdziesięcioletni staruszek, który o wyspie wie prawie wszystko, jej sekrety i tajemnice pojawiają się w każdym tomie. Gerlof był zupełnie sprawny umysłowo, tylko czasami miał problemy z poruszaniem się, zawodziły ręce i nogi. Ale nie przeszkadzało mu to w rozwiązywaniu zagadek.
Per nie utrzymywał kontaktów ze swoim ojcem. Ale pewnego dnia Jerry wybłagał, aby syn zabrał go do siebie, do domu. Chcąc nie chcąc Per pojechał po ojca i dosłownie w ostatniej chwili uratował mu życie, wynosząc z pożaru. Wraz z ojcem zabrał do siebie również jego kłopoty. I to nie małe.W dodatku Jerry jest po udarze, który wpłynął na jego mowę, pamięta tylko pojedyńcze słowa, więc nie mógł powiedzieć co i na jaką skalę im grozi. Wątek troli i elfów nadał książce tajemniczości, chociaż nie miał bezpośredniego wpływu na przebieg historii. Z elfami związała się sąsiadka Pera, Vendela. Osoby tej nie polubiłam, wkurzała mnie.
źródło okładki: http://www.czarne.com.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz