Zgodnie z panującą modą wśród współczesnych polskich autorek akcja rozpoczyna się według schematu: kobieta po przejściach, aby niejako zacząć życie od nowa przeprowadza się z miasta na wieś (lub do małego miasteczka na peryferiach). Tam, za siedmioma górami, za siedmioma rzekami oczekuje miłości i szczęścia, aby żyć długo i szczęśliwie. Z tym, że w przypadku "Wymarzonego domu" tak do końca nie jest.
Madeleine (czytaj : Magda) kończy mało obiecujący związek z Grzegorzem i
kupuje dom w Sudetach. Kobieta ma szczęście, bo nie musi martwić się o pieniądze, więc z rozmachem remontuje posiadłość i przyjmuje pod swój dach kolejnych gości: zagubioną Julkę, pomagającego w remoncie Jazzmena, osierocone Marcysię i Anię oraz czarną, malutką kotkę do kompletu. Cały czas wisi tajemnica związana z ojcem Julki i sąsiadką Magdy, Krysią. Ponadto w rodzinie Marcysi maj miejsce dramatyczna scena. W dodatku Magda musi zaopiekować się swoją rozwydrzoną nastoletnią siostrą. Jednym słowem, nie nudzi się. A miało być miło i spokojnie.
Czyta się świetnie. Z przyjemnością witamy ponownie bohaterki z poprzedniego cyklu "Uroczysko", szczególnie Marysię, córkę Majki. Nie ma ckliwych wątków i określeń typu: on zawisł na jej ust koralu, bo nie ma romansu. Od pierwszych stron polubiłam Magdę, taka swojska dziewczyna. Z niecierpliwością czekam na następną cześć, która ukazać ma się w lipcu. Lektura akurat na hamak lub leżak na działce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz