poniedziałek, 25 lutego 2013

Gorycz porażki

"Dopóki piłka w grze..." te magiczne słowa trenera Orłów Kazimierza Górskiego nie zawsze się sprawdzają.
Sport ma to do siebie, że jest nieobliczalny. Zwłaszcza dyscypliny zimowe.
A już na maksa wkurzają mnie media, które zawodnikom jeszcze przed zawodami zawieszają medale na szyjach. JAK MNIE TO WKURZA!!! Te ich pobożne życzenia, nie liczenie się z realiami, a już zwłaszcza czyhanie na słabość rywali jest żałosne.
Miniony weekend zapowiadał się emocjonująco. I był, tylko z pechem Polaków. Bywa i tak.
A zaczęła wcześniej nasza gwiazda Agnieszka Radwańska. Odniosłam wrażenie, że turniej w Dubaju miała wygrany zanim wyszła na kort. A tu psikus! Julia Putincewa z Kazachstanu ostudziła te zapędy. Walczyła dzielnie, odważnie. Mimo, że wyglądała przy Radwańskiej jak Kopciuszek (strojem różniły się diametralnie - dwa światy) nie sprzedała łatwo swej skóry. Następny mecz z Petrą Kvitovą potwierdził słabą formę polskiej tenisistki. I było jak to się mówi "po ptokach". Podziwiam wiarę fanów Agnieszki Radwańskiej w jej talent. Ostatnio obejrzałam parę meczów tenisowych. Radwańska nie osiągnie już wyższego poziomu. "Deczko" brakuje jej do światowej czołówki. Pojedyncze zrywy to za mało na miano mistrzyni. A ranking WTA to zupełnie inna bajka.
No i weekend w Val di Fiemme. Błąd Kamila Stocha i pech Justyny Kowalczyk. Ale mistrzostwa jeszcze się nie kończą. Trzymam za nich kciuki, bo walczą, zwłaszcza Justynka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz