W listopadzie 2011 roku na podwórku, w którym mieści się moja biblioteka pojawiła się śliczna, o jasnym umaszczeniu kotka. Nazwałam ja Malutka. Najbardziej martwiłam się w zimie, gdy były mrozy. Ponieważ jest dzika, nie było mowy, aby wchodziła do środka, do biblioteki, aby się ogrzać. Więc co parę godzin wystawiałam jej miseczkę z ciepłą wodą. Na szczęście mój pokój jest na końcu lokalu i Malutka ma ciche, spokojne dojście na parapet, więc łatwiej mi się nią opiekować.
Dopiero niedawno udało mi się zrobić jej zdjęcia. Wcześniej jak tylko zbliżyłam się do okna to uciekała. Ale udało się :-)
Pod koniec kwietnia jedna z czytelniczek zaczęła wypytywać o Malutką, ma już w domu kota, a Malutka tak jej się spodobała, że chętnie by ją zabrała. Zaczęłam ją odwodzić od tego pomysłu. Uważam, że zrobiłybyśmy Malutkiej krzywdę, ponieważ bardzo ciężko by zniosła pobyt w domu. Nikt nie chce żyć w niewoli, a dla dzikiego kota byłaby to prawdziwa trauma. Najgorsze są oczywiście dwa dni weekendu, bo ja nie pracuję, ale od poniedziałku do piątku dbam o nią. I udało mi się obronić PRAWO ZWIERZĄT do wolności.
Jestem kociarą. W domu mam 3-letnią kotkę Zuzię, a moja córka ma 2-letniego Miecia, brat z kolei 10-letnią Łatkę. Wszystkie są z nami od maluszków, gdy miały po dwa miesiące. Jest wesoło, bo my kochamy te swoje kociaki i czasami dochodzi do licytacji, kto bardziej :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz